6 lis 2025, czw.

Metro zelektryzowało całe miasto. Kurz po prezentacji już opadł, więc siadamy nad tym, co pokazał magistrat, bez memów i emocji. Na dziś mamy studium – i to trzeba powiedzieć wprost. Zanim pierwsza tarcza zacznie kopać pod kombinatem, wiele może się jeszcze zmienić. Rozumiemy rozczarowanie dzielnic, które nie zobaczyły u siebie przystanków – choćby Wzgórz Krzesławickich. Inni chcieliby przesunąć stacje, skręcić linię o kilka ulic dalej. My jednak patrzymy przez pryzmat całej Nowej Huty i tu widać powód do zadowolenia: obie linie biegną do kombinatu. To jasny sygnał, że miasto poważnie traktuje Hutę – nie jako dopisek do centrum, lecz jako równorzędny biegun rozwoju.

Na terenach pokombinatowych od lat rodzą się strefy aktywności gospodarczej. Hale i nowe obiekty już wyrastają, a wraz z nimi miejsca pracy – nie „za dekadę”, tylko tu i teraz. Projekt Kraków Nowa Huta Przyszłości S.A. wchodzi w etap, w którym firmy zaczynają stawiać swoje fabryki, biura i pracownie. To wszystko potrzebuje ludzi. Samej Hucie ich nie wystarczy, dlatego naturalnym zapleczem stają się Ruczaj czy Kurdwanów. I tu pojawia się metro: ma wozić pracowników na północ, pod kombinat – szybko, niezawodnie, poza korkami. A stamtąd „ostatnia mila” tramwajami i autobusami, ulicą Igołomską do Branic czy Ruszczy. Jeśli ten kręgosłup dowozowy zadziała, Huta zyskuje coś więcej niż kolejny kolor na mapie – zyskuje impuls rozwojowy, który łączy miasto w jedną, działającą całość.

Na terenie Stref Aktywności Gospodarczej przy Igołomskiej budują się już pierwsze przedsiębiorstwa.

NIEDASIE?

W mediach społecznościowych łatwo o szyderkę. Memosfera wyśmieje wszystko – i my też lubimy czasem puścić oko. „Arni” powiedziałby, że śmiech pomaga odsunąć strach przed śmiercią. Ale zostawmy memy. Sprawa jest poważna.

Polska to nie jest kraj „NIEDASIE”. W 2005 roku autostrad mieliśmy symboliczne 200-kilka kilometrów, dziś sieć liczy blisko 1900 km. W 2005 r. nasze stadiony to były „kartofliska”, a w 2012 r. – byliśmy współgospodarzem EURO i do dziś chwalimy się nowoczesnymi obiektami a piłkarski świat przyznaje że Polskie stadiony to klasa światowa. Dało się? Dało.

Metro to nie fizyka kwantowa. To sprawdzona technologia, którą w ostatnich latach wdrożyło wiele miast w Europie. Największym wyzwaniem w Krakowie będzie Stare Miasto – możliwe odkrywki archeologiczne, trudne warunki – i to trzeba uczciwie powiedzieć. Ale Nowa Huta ma tu przewagę: mniej „niespodzianek” pod ziemią, więcej miejsca na zaplecze budowy, logiczne wpięcie w Igołomską i strefy aktywności gospodarczej.

Tak w niedalekiej przyszłości może wyglądać Strefa Aktywności Gospodarczej. Pracę może tam znaleźć nawet kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Krakowa.

Skąd pan na to pieniążki weźmie

Budowa metra to jak postawienie ogromnego domu dla całego miasta. Nie da się tego zrobić „z jednej kieszeni”, więc sens polega na złożeniu montażu finansowego z kilku źródeł. Najpierw decyzja państwa: rząd wpisuje inwestycję do programów, rezerwuje środki i daje sygnał, że Kraków nie idzie z tym sam. Ten filar jest kluczowy, bo odblokowuje resztę układanki — bez niego wnioski unijne i kredyty rozwojowe nie „klikają” tak, jak powinny.

Drugi filar to Unia Europejska. To pieniądze bezzwrotne na szkielet transportowy miasta: tunele, stacje, duże węzły przesiadkowe, dojścia. Żeby po nie sięgnąć, trzeba mieć solidne studium, policzoną opłacalność społeczno-ekonomiczną i poukładane dokumenty planistyczne. W zamian dostajemy wsparcie, które realnie obniża rachunek dla budżetu krajowego i miejskiego.

Trzecia noga to tanie, długoterminowe kredyty z banków rozwojowych — Europejskiego Banku Inwestycyjnego i EBRD. One działają jak hipoteka: rozkładają koszt na 20–30 lat, dają karencję na czas budowy i pozwalają płacić wykonawcom w tempie robót, a nie w tempie podatków. To bezpieczniejsze i tańsze niż „zwykły” dług komercyjny, bo te instytucje zostały stworzone właśnie do finansowania infrastruktury publicznej.

Czwarty element to wkład miasta: część gotówkowa z budżetu i ewentualnie obligacje komunalne. Ten udział nie musi być największy, ale jest konieczny, by pokazać partnerom, że Kraków ma skórę w grze. Ważne, by go mądrze rozłożyć w czasie — przez etapowanie inwestycji (najpierw rdzeń i przekroczenie Wisły, potem kolejne odcinki) oraz dobre zapakowanie przetargów, tak by rynek budowlany „udźwignął” zadanie bez skoków cen.

Piąty, często niedoceniany składnik to tzw. „value capture”, czyli korzystanie z tego, że wartość terenów przy stacjach rośnie. Miasto może planami miejscowymi i polityką gruntów przygotować działki pod zabudowę, partnerstwa i długie dzierżawy, a w zamian uzyskać udział w budowie placów, dojść, P+R czy nawet części infrastruktury. To nie zastąpi dotacji, ale zmniejszy to, co musi dołożyć samorząd.

Dla wyobraźni: jeśli całość kosztów nazwiemy „100 zł”, rozsądny, europejski układ mógłby wyglądać tak, że około 40 zł daje państwo, 20 zł dopłaca UE, 30 zł to długi, tanie kredyty EIB/EBRD spłacane przez lata, a 10 zł to miasto (w tym to, co odzyskamy dzięki mądrze zaplanowanemu rozwojowi wokół stacji). To przykład, nie obietnica — proporcje ustala się przy stole negocjacyjnym — ale dokładnie tak finansuje się metro w wielu miastach UE.

Warto też oddzielić dwie rzeczy: budowa i codzienne działanie. Bilety nie budują metra — to jak z mostem: najpierw trzeba go postawić z dotacji i kredytów, a dopiero potem opłacać utrzymanie. Przychody z biletów i reklamy pomagają w kosztach energii i serwisu, ale jak w większości europejskich miast potrzebna bywa dopłata operacyjna z budżetu. To normalne, bo metro świadczy usługę publiczną: skraca dojazdy, odciąża ulice, poprawia zdrowie i bezpieczeństwo.

Cała sztuka polega więc na tym, by zgrać te pięć filarów w czasie: najpierw rządowe „zielone światło”, równolegle aplikacje unijne i rozmowy z EIB/EBRD, uchwały Rady Miasta zabezpieczające wkład własny, a w tle — przygotowane plany miejscowe i umowy przy stacjach. To nie jest egzotyka ani marzenie ściętej głowy. To standard, którym europejskie metropolie finansują swoje szyny od lat. Jeśli będziemy trzymać dyscyplinę projektu i rozsądny standard stacji, Kraków może zrobić to samo — bez dławienia budżetu i bez „NIEDASIE”.

O metro pytamy Łukasza Sęka – Wiceprezydenta Miasta Krakowa

HTH: Wzgórza, Mistrzejowice, Bieńczyce bez stacji metra. Dlaczego?

Łukasz Sęk: Rozumiem te emocje, bo każdy chciałby mieć stację „pod domem”. Trzeba jednak pamiętać, że trasa metra była projektowana w oparciu o rzetelne analizy popytu, układ miasta i rolę linii średnicowej — tak, by jedna oś o bardzo wysokiej przepustowości łączyła Nową Hutę, centrum i południe Krakowa. Metro musi „karmić się” największymi potokami i łączyć je w jednym, możliwie prostym korytarzu; dlatego skupiliśmy się na przebiegu promieniowym przez śródmieście i Aleje Trzech Wieszczów, a nie na rozwiązaniach okrężnych, które rozciągałyby trasę i pogarszały efektywność całego systemu. To jest optymalny wariant dla pracy linii średnicowej — potwierdzony analizami ruchu i porównaniem odrzuconych alternatyw. Jednocześnie nie zostawiamy północno-wschodniej części miasta bez poprawy dostępu do szynowego transportu. W skrócie: metro to „kręgosłup”, a tramwaje i kolej aglomeracyjna są jego „żebrami”. W zasięgu 10-minutowego dojścia do stacji metra znajdzie się ok. 40% mieszkańców, a razem z tramwajami i koleją bezpośredni dostęp do szybkiego szynowego transportu uzyska nawet 63% krakowian — i to jest właśnie logika całego układu.

HTH: Start spod Kombinatu. Czy to sygnał, że miasto gra „pod przyszłość” Nowej Huty Przyszłości?

Łukasz Sęk: Dokładnie tak — patrzymy do przodu. Stacja początkowa przy Kombinacie jest nieprzypadkowa. Po pierwsze, w tym rejonie lokujemy stację techniczno-postojową (STP), co obniża koszty operacyjne i porządkowo rozwiązuje zaplecze dla całego systemu. Po drugie, metro ma być impulsem transformacyjnym dla wschodniej części miasta — dokładnie tam, gdzie Kraków Nowa Huta Przyszłości rozwija nowe funkcje gospodarcze. Cała oś metra łączy kampusy, parki technologiczne i kluczowe węzły nauki oraz biznesu — to świadomie zaprojektowana „oś nauki i technologii”. Naszym celem jest przyciąganie firm, laboratoriów i nowoczesnych usług właśnie tam, gdzie dostępność metra daje przewagę lokalizacyjną. To nie „melodia dalekiej przyszłości”, tylko naturalny kierunek na najbliższe lata.

HTH: Pieniądze i terminy. Czy podane w materiałach kwoty są realne i czy naprawdę damy radę uruchomić metro w 10 lat?

Łukasz Sęk: Studium, które dziś prezentujemy, ma poziom strategiczny — definiuje przebieg, rolę metra w systemie i punktuje efekty przestrzenne. Szczegółowe koszty (CAPEX/OPEX) będą precyzowane na etapie studium wykonalności i decyzji środowiskowej, które chcemy zakontraktować w 2026 r.. Następnie — przy utrzymaniu tempa — w 2030 r. planujemy ogłoszenie przetargu na budowę; sama budowa miałaby potrwać ok. 5 lat. To jest ambitny, ale realny harmonogram „10 lat do pierwszego przejazdu” — i jako miasto będziemy do niego konsekwentnie dążyć. Co do finansowania: projekt został wskazany w projekcie Strategii Rozwoju Polski do 2035 r. jako inwestycja kluczowa. Priorytetem są środki centralne, co otwiera drogę do montażu finansowego z udziałem funduszy UE oraz kredytów międzynarodowych instytucji finansowych. Mówiąc wprost: budżet Krakowa nie jest tu jedynym źródłem — przygotowujemy montaż, który rozkłada ciężar finansowy i zwiększa wykonalność projektu. Na koniec podkreślę: mówimy o systemie 29 km / 29 stacji, z prognozą blisko 300 tys. pasażerów dziennie, z kursowaniem nawet co 2 minuty na odcinkach wspólnych. To skala, która skraca codzienne przejazdy nawet o połowę (np. Nowa Huta–Muzeum Narodowe z ~40 do ~26 min) i „spina” całe miasto z koleją i tramwajami w jeden kręgosłup mobilności. Taki efekt uzasadnia ambitny cel oraz wysiłek organizacyjno-finansowy.

Dlaczego przy kombinacie?

Metro nie zaczyna się przy kombinacie po to, by wozić ludzi do huty. Zaczyna się tu, bo w tym miejscu powstanie duży węzeł komunikacyjny – naturalna brama do całego wschodu miasta. Stacja „Nowa Huta” przy Al. Solidarności/Ujastek już dziś splata tramwaje i autobusy, a studium wskazuje tu także pętlę dla linii dowozowych, możliwy P+R i – co kluczowe dla sprawności systemu – stację techniczno-postojową metra (STP) ulokowaną na terenach poprzemysłowych kombinatu. To znaczy krótsze puste przebiegi taboru, tańszą eksploatację i realny węzeł przesiadkowy, który zasili Nową Hutę oraz całe SAG-i wzdłuż Igołomskiej.

Po co nam taki węzeł? Bo Strefy Aktywności Gospodarczej po kombinacie nie są już szkicem na papierze – to przygotowany pas inwestycyjny pod nowoczesny przemysł i technologie, z inkubatorem i w pełni uzbrojonymi parcelami. Park Naukowo-Technologiczny „Branice” wyrasta właśnie tu, przy Igołomskiej, na terenach po hucie; celem jest odzyskanie dziesiątek hektarów dla firm MŚP i branż przyszłości. Metro dowiezie tu pracowników z Ruczaju, Kurdwanowa i centrum, a z węzła przy kombinacie rozprowadzimy ich dalej tramwajem i autobusem – dokładnie tam, gdzie będą hale, biura i pracownie.

Kraków ma wszystko, by te tereny stały się nowoczesnym centrum przemysłowo-technologicznym: naukowy silnik UJ, AGH i Politechniki, dopływ fachowców i niemal milionową populację, która jest pracowniczym zapleczem metropolii. Zadaniem metra jest ten potencjał spiąć – szybko, punktualnie i bezkorkowo – z nowymi miejscami pracy w Branicach i Ruszczy. A lokalizacja stacji „Nowa Huta” przy wylocie na drogę S7 daje też świetne warunki na duży P+R i wygodne dojazdy z obszaru metropolii.

Ale to tylko połowa historii. Błonia 2.0 – planowane Centrum Wielkoskalowych Plenerowych Wydarzeń Kulturalnych na wschodzie Krakowa – to blisko 37 hektarów przestrzeni koncertowej i eventowej w dolinie Wisły. To nie jest „jakaś łąka”; to zaprojektowana, wielofunkcyjna arena pod duże imprezy, plenerowe festiwale, sport i rekreację. I tak, metro ma tu być dojazdem pierwszego wyboru: przywozi tłumy szybko i bezpiecznie, a okolica nie dusi się w korkach. Wyobraźcie to sobie: wysiadamy z pociągu i po krótkim dojściu jesteśmy na koncercie, wystawie albo miejskim pikniku.

Obok kultury – żywa historia. W planach jest Park Edukacyjny „Branice” (skansen) z przeniesionymi zabytkowymi zagrodami, kościółkiem, karczmą i zieloną łąką na wydarzenia. To projekt, który przypomina, skąd jesteśmy, i daje Nowej Hucie własne, wyjątkowe miejsce edukacji i wypoczynku. Tu też dojedziemy metrem + ostatnią milą transportu miejskiego.

A kiedy będzie trzeba złapać oddech – kawałek dalej czeka Przylasek Rusiecki: kąpielisko i rekreacyjny kompleks nad wodą, już dziś działający i lubiany przez krakowian. Z węzła przy kombinacie to naturalny kierunek na weekend – bez auta, bez szukania parkingu.

Dlatego mówimy wprost: metro to świetna wiadomość dla Nowej Huty. Nie po to, by dowozić ludzi „do huty”, ale by spiąć cały wschód Krakowa: nowe fabryki i laboratoria, kampusy, plenerowe Błonia 2.0, przyszły skansen i miejsca wypoczynku. Start przy kombinacie jest logiczny – tu powstaje serce przesiadek, serwis metra i brama do nowych możliwości. To tutaj zaczyna się historia, która zamienia pokombinatowe tereny w pulsującą dzielnicę pracy, nauki, kultury i rekreacji.

Czy metro w Krakowie powstanie? Z dzisiejszych danych: tak – z wysokim prawdopodobieństwem, jeśli zostanie domknięty standardowy w UE montaż finansowy (państwo + UE + EIB/EBRD) i miasto utrzyma dyscyplinę projektową w najtrudniejszych punktach śródmieścia. Scenariusz 2035 jest osiągalny, ale ambitny; najbardziej realny horyzont uruchomienia pierwszych odcinków to 2036–2038. Skala potoków i korytarz M1/M2 (29 km / 29 stacji) bronią tej inwestycji merytorycznie – teraz wszystko rozstrzyga się w finansach, dokumentacjach i sprawnym zarządzaniu ryzykiem.

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *